Z niewydolnością
serca da się żyć!
Zamknij menu
Moja „przygoda” z niewydolnością serca zaczęła się dość niespodziewanie. Wcześniej nic nie zwiastowało problemów. Nie było bólu serca, ciśnienie – choć mierzone okazjonalnie – zawsze w normie. Żyłem aktywnie. Do pracy jeździłem rowerem, a jeśli nie jeździłem do pracy – wybierałem się na długie wycieczki. Średnio 15-20 km dziennie. I właśnie ten rower, te przejażdżki pokazały mi pierwsze symptomy zbliżających się problemów. Coraz szybciej się męczyłem, podjazd pod górkę stanowił coraz większe wyzwanie. Nadchodziła coraz większa słabość.
Po kilku tygodniach do słabości dołączyła duszność. W nocy spałem na siedząco, bo zaczynało brakować mi powietrza. W dzień po większej aktywności pojawiało się pieczenie w mostku. Chciałem przeczekać. Nadal wydawało mi się, że nic się nie dzieje, że to minie. Dopiero syn – widząc moje poduszki w sypialni i ogromną duszność – wezwał karetkę.
W szpitalu nastąpił szok – po szczegółowej diagnostyce okazało się, że nie tylko mam problemy z sercem (niewydolność serca i migotanie przedsionków), ale także wysoki cholesterol i cukrzycę. Lekarze wdrożyli leczenie, mówili, że mój stan będzie się stopniowo poprawiał. Jednak na początku moja motywacja do podjęcia jakichkolwiek działań nie była zbyt duża. Jeszcze nie tak dawno wierzyłem, że jestem zdrowy, cieszyłem się życiem, a tymczasem okazało się, że to tylko złudzenie. Informacja nie o jednej, a o trzech chorobach załamała mnie. Lekarze jednak nie pozwalali mi na czarne myśli, modyfikowali leczenie, działali. Zaproponowali mi także koronarografię, by sprawdzić czy to wysoki cholesterol i związania z nim choroba wieńcowa przyczyniły się do niewydolności serca. Mieli rację. W tętnicach były zmiany miażdżycowe, do jednej wszczepiono stent. Kolejne wizyty, kontrole, modyfikacje leków…
Pomyślałem wtedy, że jeśli lekarze o mnie walczą, to i ja zawalczę o siebie. Przeszedłem długą drogę. Życie z chorobą przewlekłą (a w moim przypadku nie jedną) wymaga uważności, regularnych badań, leków, przyglądania się temu, co się nakłada na talerz. Dziś już wierzę, że z niewydolnością serca da się żyć!